Na okładce czytamy: Ameryka, lata 50. XX wieku. Nick i jej kuzynka, Helena, spędziły
beztroskie dzieciństwo we wspaniałej rodzinnej posiadłości znanej jako
Tiger House. Teraz wynajmują wspólnie dom w Bostonie i snują plany na
przyszłość. Tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej wszystko zdaje
się być na wyciągnięcie ręki i obiecywać lepszy, szczęśliwy los.
Owdowiała w czasie wojny Helena wyjeżdża do Hollywood, gdzie ma wyjść
ponownie za mąż za atrakcyjnego młodego producenta filmowego, a Nick nie
może się już doczekać przenosin na Florydę do własnego męża, Hughesa,
który niedługo po ich ślubie zaciągnął się do marynarki wojennej. Wkrótce jednak złudzenia zaczynają pryskać. Mąż Heleny nie jest
mężczyzną, jakim się wcześniej wydawał: całą uwagę koncentruje na
urzeczywistnieniu swojego jedynego, mało realnego życiowego planu i
potrzebuje w tym celu pieniędzy Heleny. Hughes natomiast wrócił z wojny
chłodny i nieprzystępny, i Nick musi się pogodzić z obojętnością męża. Piętnaście lat później, Nick i Helena wraz z dziećmi wracają do Tiger
House. Podczas gdy obie matki starają się odzyskać dawne poczucie nowych
możliwości, ich nadzieje zakłóca ponure odkrycie dokonane przez dzieci –
zwłoki ofiary brutalnego zabójstwa. Nagłe wtargnięcie przemocy w
pozornie spokojną rzeczywistość Wyspy wydobywa z cienia prywatne
problemy wszystkich członków rodziny i sprawia, że kolejne ich sekrety
wychodzą na jaw. Bohaterowie zaczynają zbaczać z orbit wyznaczonych im
przez codzienność i nic w ich życiu już nigdy nie będzie takie samo…
Zachęcona
recenzją przeczytaną w miesięczniku „Zwierciadło” długo szukałam tej książki w
bibliotece. Spodziewałam się kryminału, a jest to bardzo dobra powieść obyczajowa,
gdzie zbrodnia jest tylko pretekstem do przyglądania się relacjom
międzyludzkim. Przedmieścia, amerykańska klasa średnia, wzajemne uprzejmości,
wydawałoby się idylla. Okazuje się, że jest to świat pełen sztuczności i udawania.
Każdy z bohaterów zakłada maskę pod którą skrywa prawdziwe uczucia – urazy i
żale gromadzone od lat. Najbardziej, w
książce, podobała mi się się forma. Powieść podzielona jest na sześć rozdziałów
– każdy z nich przedstawia inną postać. Morderstwo to tylko zdarzenie, które
każdy z bohaterów widzi inaczej. Opowiadając o nim przekazuje swoje emocje, odsłania słabości i sekrety. Autorce udało się wykreować postaci o
wyjątkowych osobowościach, każda z nich jest ciekawa i każda nosi jakąś
tajemnicę. Mnie najbardziej urzekł Ed, który prowadzi „badania naukowe”
obserwując ludzi. Niby nic, a jednak
jego zachowanie przez całą książkę niepokoi. Doskonale zilustrowana obyczajowość Stanów
Zjednoczonych po drugiej wojnie światowej. Czytając czuje się klimat Ameryki
lat 50. Dużą zaletą książki jest to, że cały czas trzyma w napięciu. Ostatnie
kartki czyta się jednym tchem. Autorka postawiła też na obrazowy język, dzięki
temu miałam wrażenie, że jestem razem z bohaterami w „Tiger House”. I na sam
koniec okładka mnie zachwyciła.
„Tygrysy
w porze czerwieni” to książka dla tych, co tak ja Ed, lubią obserwować ludzi i
ich zachowanie. Oceniam ją na 5.
Moja ocena: polecam (5/6)
Liza Klaussmann
Tygrysy w porze czerwieni
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2012
s. 447
Moja ocena: polecam (5/6)
Liza Klaussmann
Tygrysy w porze czerwieni
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2012
s. 447
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz